dłych ust na widok nadlatującego potwora. Dopiero widok męża, siedzącego w jego wnętrzu, oprzytomnił ją i wywołał uśmiech zadowolenia. Cofnęła się zaraz z Tu-sziur i służebnemi w głąb namiotu, aby przygotować się na przyjęcie gości. Dordżi Nojon już wyskoczył z samochodu i czekał na barona, odpowiadając kiwnięciem głowy na głębokie ukłony cisnących się ku niemu domowników. Szag-dur opowiadał mu szybko po mongolsku najpilniejsze nowiny.
— Czy to są ci... Rosjanie? — spytał baron, kiwając mimochodem głową w stronę Hanki, Władka, Maćka i lotnika, stojących trochę na uboczu.
— Oni są Polacy, ekscelencjo! — odrzekł z uszanowaniem Szag-dur po rosyjsku.
— Wszyscy?
— Wszyscy!
— A wy? — Ja jestem Burjat, syn twego wiernego sługi, Abaszaj Bad-maj Chana!...
— Acha!... Pamiętam, pamiętam... Ojciec też tutaj?...
— Ojciec walczy na froncie ze swoim pułkiem...
— Aa?...
Baron spojrzał znacząco na młodzieńca.
— Byłem ranny. Niedawno dopiero wstałem!... — odszepnął chłopak, rumieniąc się.
Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/38
Ta strona została przepisana.