Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/39

Ta strona została przepisana.

— Aa!... Dobrze, dobrze!... — powtórzył znowu baron.
Dordżi Nojon osobiście otworzył drzwi baronowi i, kłaniając się zapraszał go do wejścia. Nikt więcej nie ośmielił się przestąpić za nimi progu. Ale baron znał obyczaje Mongołów i kazał prosić domowników. Podano herbatę z chińskiemi łakociami, baron poprosił jednak o przysmaki mongolskie, o sery „pisłych“ i „bou“, o suszoną śmietankę „urjum“.
Wiadomość o tem lotem błyskawicy rozeszła się i wywołała życzliwą sensację wśród zebranego na zewnątrz gminu, który momentalnie napłynął z sąsiednich ułusów, powiadomiony o przybyciu chana, niewiadomo jak i przez kogo. Co chwila nadjeżdżali galopem jeźdźcy i rozmaici „tajdżi“, zaglądali do jurty w nadziei, że ich też spostrzegą i zaproszą...
Baron tymczasem, popijając herbatę, rozmawiał grzecznie po francusku z Hanką i Władkiem, rozpytywał się o ich rodzinne stosunki, o przeszłość, o przygody, które ich zaprowadziły aż tutaj. Rozumie się, że zaraz zauważył bliznę na twarzy Korczaka i zapytał o jej pochodzenie.
Dordżi Nojon był cokolwiek zaniepokojony tą „cudzoziemską“, niezrozumiałą dla nikogo rozmową, która wydała mu się zbyt długą. Ze swej strony również zauważył bliznę na twarzy Korczaka i, dowiedziawszy się o jej pochodzeniu od Szag-dura, oraz o zachowaniu się w tej przygodzie Hanki, obrzucił dziewczynę dziwnem,