Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/40

Ta strona została przepisana.

niepoikojącem ją mocno spojrzeniem. Podobne błyski zauważyła Hanka i w oczach barona, co ją onieśmieliło do reszty. Odpowiadała już nie po francusku, lecz po rosyjsku, wreszcie umilkła. Musiał ją brat, a nawet Szag-dur w odpowiedziach często wyręczać.
Baron urwał nagle i odwrócił się wyniośle do Dordżi Nojona.
— Tego lotnika chciałbym wybadać na osobności...
— Zaraz każę ludziom wyjść...
— Nie trzeba. Pójdziemy obejrzeć samolot, a gdy wrócimy, wtedy...
Książę ukłonił się i potrząsł na wysokości pochylonej głowy obiema pięściami z wielkim palcem wzniesionym do góry.
Oględzinom towarzyszyły całe chmary Mongołów. Trwały one niedługo. Samolot leżał tam, gdzie spadł, nakryty starannie wojłokami.
— Nieuszkodzony?... — spytał baron.
— Bardzo mało!... — odpowiedział idący tuż za nim lotnik.
Baron odwrócił się i zmierzył młodzieńca ostrym, przykrym wzrokiem.
— Jak się pan nazywa?
— Jan Domicki.
— Polak?
— Polak.
— Służył pan bolszewikom?...