— Pod przymusem.
— Dobrze. O tem pomówimy później. Obserwator czy pilot?
— Do woli: jeden i drugi!
— Mógłby pan poprawić samolot?
— Owszem, o ile znalazłbym majstrów.
— W Urdze mamy warsztaty wojskowe... Po samolot przyślę „truck“.
— Można go rozebrać i doskonale przewieźć wołami na arbach...
— Zastanowimy się nad tem, a teraz Wracajmy. A to kto?... — spytał nagle, wskazując kiwnięciem głowy na przyglądającego mu się z otwartą gębą Maćka.
— To nasz... towarzysz... niedoli... — odpowiedział pospiesznie Władek, dostrzegłszy na twarzy barona błysk posępny przy słowie „towarzysz“.
— Żołnierz?...
— II-go pułku polskiej piechoty...
— Dobrze! Obu was każę zaliczyć do mojej przybocznej kompanji!... — rzucił Władkowi łaskawie.
Odwrócił się i poszedł z powrotem ku namiotowi. Ożywienie i rozmowność opuściły go nagle. Nie zwracał już uwagi na Hankę, wogóle nie zwracał uwagi na nikogo, szedł nachmurzony z oczami utkwionemi w ziemię.
Dordżi Nojon dreptał za nim stropiony, cały orszak trzymał się w przyzwoitej odległości.
Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/41
Ta strona została przepisana.