— To to, a no to! Bez papieru to źle!... Długa będzie sprawa... Pójdę do naczelnika, zamelduję... Jakże was nazwać?... Jak dawniej, czy inaczej?...
— Władysław Korczak i Maciej Przygoda...
— To to, a no to!... Więc coś nowego — a? Pójdę do naczelnika, wstawię się za wami, przecież starzy jesteśmy znajomi... przyjaciele!... — cedził słodziuchnym głosem, błyskając dwuznacznie oczami.
— Głównodowodzący powiedział, że mamy być zaliczeni do jego przybocznej straży...
— Toście go widzieli?... Dobrze, dobrze, wszystko należycie zamelduję!... Zaczekajcie tam pod ścianą! — syczał, odchodząc z notatką w ręku.
Znikł za drzwiami w odległym końcu sali. Korczak z Maćkiem usunęli się pod ścianę i jęli przyglądać się tłumowi interesantów. Większość należała do ubogich warstw Chińczyków, Rosjan i Mongołów, nieskończenie brudnych, cuchnących, odzianych w łachmany najrozmaitszego pochodzenia, poczynając od chińskich jedwabnych „kurm“ oraz baranich „tułupów“, a kończąc na europejskich spodniach i wojskowych frenczach.
Były tam i kobiety, przeważnie Rosjanki, przerażająco wychudłe z żółtemi, jak wosk, dziećmi na ręku. Od czasu do czasu wchodził jakiś bogaty Mongoł w szafirowym chałacie, lub
Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/47
Ta strona została przepisana.