Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/52

Ta strona została przepisana.




Pod wieczór rozpadał się deszcz i zawyła przejmująca wichura.
Szag-dur mocno się zaniepokoił, gdy ani Władysław, ani Maciej nie ukazali się więcej w jurcie Dordżia Nojona na przedmieściu, gdzie zatrzymali się wszyscy po przybyciu do miasta. Wyszli rano i przepadli bez śladu, a mieli zaraz wracać.
Aby rozpocząć poszukiwania przyjaciół, czekał poczciwy Burjat niecierpliwie na księcia, którego zaraz popołudniu wezwano do pałacu „Świątobliwego“. Już minęła północ, a książę nie wracał. Wreszcie zaczłapały kopyta końskie po błocie i wkrótce potem na progu namiotu pojawił się Namyń Dordżi Nojon, znużony, chmurny i mokry od deszczu. Opowieści siostrzeńca wysłuchał dość obojętnie.
— Poszli, mówisz, do koszar?... Więc pewnie ich zatrzymali tam!... — mruknął, zrzucając przemoczone ubranie na ręce służby.
— Albo spotkali znajomych i zanocowali u nich w obawie przed ciemnością i psami!... — wstawił Czi-rin, zabierając obłocone buty ojca.