pod osłoną ciemnej nocy. Rozpytywał się wszystkich spotkanych na drodze Mongołów, lecz nie otrzymał żadnych wskazówek, oprócz niejasnej wzmianki, że podobnych „orosów“ widziano w towarzystwie uzbrojonych mongolskich żołnierzy. Przeprowadzano jednak wówczas tylu jeńców rosyjskich po ulicach Urgi, że Szag-dur nie zwrócił na wiadomość uwagi, pewny, że zaginieni nie mogli być zaaresztowani ani przez wojsko, ani przez policję.
— Ktoby śmiał?... — uspokajał go Bain Dżirgil — aresztować ich, wiedząc, że są pod opieką samego „Dziań-dziunia“!
Tajemniczość wypadku trwożyła coraz bardziej Szag-dura, choć nic nie mówił.
— Może ich zabito, obrabowano i ciała wywleczono w step... Ale to niemożliwe we dnie!... I nie daliby się tak łatwo... Nie tacy!... — rozważał. — Chyba, że istotnie uciekli... Nie zechcieli służyć w wojsku mongolskiem... Mają wojny dosyć... Ale w takim razie... nie porzuciliby przecie Hanki... Może do niej poszli?...
Po sprawdzeniu jeszcze raz w policji, czy ich czasem nie znaleziono, po zapytaniu ponownem w koszarach, wracał do stawki Dordżi Nojona z zamiarem udania się natychmiast z powrotem do stawki Geril-tu Chanum, gdzie Hanka została wraz z lotnikiem. Posłał Bain Dżirgila po konia i ze słodkiem biciem serca rozmyślał, że po paru godzinach szalonej jazdy zobaczy uko-
Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/57
Ta strona została przepisana.