— Jest list, list od Szag-dura!... — wołała Hanka, biegnąc pospiesznie ku Domickiemu, który pracował koło swojego aparatu, przygotowując go do rozbiórki i przewózki.
Otaczała go gromadka Mongołów i parę starych bab, przyglądających się z natężoną uwagą każdemu ruchowi „powietrznego czarownika“.
Na głos Hanki wszyscy zwrócili się w jej stronę. Domicki położył narzędzia i zrobił krok ku niej.
— Cóż pisze?...
— Wyobraź pan sobie, Władek i Maciej zostali aresztowani i przesiedzieli w więzieniu razem z „chunchuzami“ i złodziejami półtorej doby... Z trudnością ich odszukano, gdyż nikczemny Biełkin zapisał ich pod innem nazwiskiem...
— Któż to Biełkin? — To ten zarządzający kopalniami złota, o którym opowiadaliśmy panu...
— Acha, przypominam sobie. Ale wszystko skończyło się pomyślnie?...