ba je realizować natychmiast lub ich się zrzec... Wypadki pędzą jak wicher, często tchu nie staje... Niema czasu nawet na pożegnanie spotkanych, na żal po miłych... Jest coś upajającego w tym szalonym biegu, w tem skoncentrowanem życiu chwili, życiu pełnem radości, ruchu, zapału, gdzie niema wprost czasu na smutek...
Wracali do jurt, dokąd już szły z mierzchnących stepów stada bydła i owiec, pędzonych na nocny wypoczynek. Dojne krowy z wymionami pełnemi mleka, pomrukując, przyspieszały kroku, posłyszawszy żałosny bek oczekujących w zagrodach cieląt. Kierdele owiec pchały się za idącymi przodem pastuchami, oganiane z boku przez wielkie siwe, jak wilki, owczarki. Kozły i kozy, machając rogatemi i brodatemi główkami, podążały w małych grupach za stadami. A w dali czerniały w czerwonym blasku szybko dogorywającej zorzy tabuny koni i wyolbrzymiałe sylwetki wielbłądów, również zwolna zbliżających się na noc ku ludzkim ogniskom.
Geril-tu Chanum stała przed książęcym namiotem i, przysłoniwszy oczy ręką, przyglądała się stadom, których pierwsze szeregi już wtargnęły w rzemienne ogrodzenia cielętnika, gdzie czekały na nich dójki z naczyniami, starsi nie, odpowiedni do służby w stepach parobcy oraz dzieci. Szybko wiązano wybrane zwierzęta do sznurów z pętlicami, a inne odpędzano na stronę. Zwykły gwałt, stukot kopyt, pomruki i stękania bydląt, krzyki ludzi, chrzęst wozów i naczyń
Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/77
Ta strona została przepisana.