Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/85

Ta strona została przepisana.




— Więc do widzenia w Urdze!... — mówiła Hanka, ściskając mocno rękę lotnika.
Ten stał przed nią zupełnie gotowy do drogi w skórzanej kurcie, przepasanej szerokim rzemieniem i trzymał za powód osiodłanego konia. Poza nim stało dwóch konnych i zbrojnych Mongołów, którzy mu towarzyszyli. Wozy ze skrzydłami i kadłubem samolotu, ciągnione przez dwanaście par wołów, otoczone szwargocącymi chińskimi robotnikami i krajowymi poganiaczami, skrzypiąc, odchodziły w dal.
— Czy nie odprowadzi mię pani kawałeczek? pytał Domicki, rzucając proszące spojrzenie na twarz dziewczyny.
— Owszem, przejdę się, ale muszę uwiadomić księżnę, gdyż prosiła, żebym kroku nie robiła poza „stawkę“, bez jej wiedzy...
— Widzi pani, pilnują panią!...
— Pilnują. Cóż z tego?... Większa pewność, że nie zginę... — odrzekła wesoło. — Tu-sziur,