— Do widzenia!...
— Do widzenia... Pani pozwoli...
Schylił się i pocałował rękę dziewczyny, ku wielkiemu zdziwieniu i zgorszeniu Tu-sziur.
— Co on zrobił? Czy powiedział ci, że cię kocha?... — spytała Hanki, gdy lotnik wsiadł wreszcie na konia i pogonił galopem za swoją karawaną.
— Nie. Nic mi nie mówił!...
— Och, jakże długo to się u was robi!... Jakże długo... Kiedyż więc u was chłopiec mówi dziewczynie, że ją kocha?... Czy koniecznie musi przedtem ją w rękę pocałować i tak oczyma przewracać, jak ten „powietrzny goniec“... Ładny on jest i powinnaś mu była coś słodkiego powiedzieć!... Żal mi go!... — gwarzyła Tu-sziur, zaglądając w oczy przyjaciółce.
Po twarzy Hanki przeszedł wyraz smutku, rychło jednak znikł w twardem skupieniu.
— Przestań, Tu-sziur. Ty tego nie zrozumiesz... Ty jesteś tu u siebie, a ja przysięgłam, że nie otworzę serca nikomu aż w kraju. Poco mam zamykać sobie drogę?...
— W twoim kraju?...
— Tak!
Na twarzy Mongołki rozbłysła radość.
— Pewnie, że tu niema takich, którychbyś ty kochać mogła, święta dziewczyno!...
— Znów mię nazywasz „świętą“?!... Prosiłam cię, żebyś tego nie robiła!...
Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/88
Ta strona została przepisana.