— Dziewczyna jest. Zanim przygotujemy ją do drogi, starszyzna się zbierze... Gońców już posłałam w okolicę... Tymczasem jesteś naszym gościem, wojowniku, i nie odmówisz spożycia posiłku...
— Nie mam czasu... Jakich gońców, co za gońców?... Co ona gada?... — zwrócił się Wołkow zgryźliwie do tłumacza. — Powiedz jej raz jeszcze, żeby zaraz wydali dziewczynę, inaczej sam jej poszukam, choćby pod spódnicą tej ich Chanum!...
Tłumacz zawahał się.
— Ona księżna, wielka pani!... — zauważył ostrożnie.
— Rób, co ci kazałem, durniu!... — krzyknął Wołkow. — Hej, chłopcy, wziąć tę babę!... — zwrócił się do żołnierzy.
Ci ruszyli naprzód po krótkiem wahaniu, wlokąc karabiny przy nogach. Wtem zasłona odchyliła się i wyszła stamtąd wyprostowana i blada jak śmierć Hanka.
— Jestem tutaj! Niech pan nie robi gwałtu. Chętnie pojadę do Urgi. Tam jest mój brat w przybocznej straży...
— Wiem, wiem!... — mruknął Wołkow, zlekka powstając z poduszki. — Acha, więc to pani?... Dobrowolnie... bardzo dobrze... O to chodzi!... Za dwie godziny będziemy w Urdze... Niech pani się zabiera... Czy pani ma jakie okrycie, bo
Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/92
Ta strona została przepisana.