Za zakrętem dolina rozszerzała się, tworząc rodzaj torfiastej łączki. Na skraju łączki w obrzedłym lasku modrzewiowym czerniało kilka płaskodachych „bałaganów“, zbudowanych z nieciosanych brewion, oraz widniał szereg luźno rozrzuconych szałasów z kory i chróstu. Ilasty w tem miejscu brzeg rzeczułki był na dużej przestrzeni skopany, pocięty rowami, pełen jam, nad któremi, jak wielkie kretowiska, wznosiły się kupy torfu i piachu. Górą ponad wszystkiem na cienkich żerdzianych kozłach ciągnęły się wzdłuż potoku zbite z desek koryta, któremi płynęła woda do wielkich skrzyń bardzo pierwotnej płóczkarki. Wszędzie tliły się niezliczone dymokury od owadów. Koło płóczkarki oraz w rowach i jamach uwijali się ludzie, przeważnie Chińczycy, półnadzy lub w niebieskich, podartych, brudnych koszulach. Niektórym tylko podgołone łby ze zwiniętemi na czubku warkoczami sterczały nad grudami ziemi, inni przemywali piasek w płaskich misach, stojąc po kolana w wodzie, wprost w strumieniu; byli i tacy, co siedzieli na krawę-