ładunki z nieba nam spadły. Mieszkać będziecie w koszarach razem z innymi... Co, zgoda?...
— Ano zgoda!... A jaka płaca?... I nie na długo, na miesiąc najwyżej... A teraz puśćcie nas...
— Co się tak spieszycie? Dokąd pójdziecie?... Zobaczycie, że sami prosić będziecie, żeby was zostawić!... Może tymczasem nasi wrócą, jak tam wszystko popalą i pomordują i znowu zakipi dawne życie!... Wesoło będzie... Ho, ho... zarobki dobre. A teraz płaca jak wypadnie, tego nie wiem... — dodał, chytrze mrużąc oko. — Raz bywa więcej kopaczy, drugi raz mniej... Nie bójcie się, nie skrzywdzimy was... Wspólny interes, żeby wszystkim nam dobrze było... Bo przecież tajga wkoło otwarta... No, a teraz, jeżeli zgoda, to trzeba was zapisać!
Otworzył dużą, dość wyświechtaną księgę, oraz przysunął sobie kałamarz, poczem, włożywszy na nos okulary w srebrnej oprawie, wziął się do pisania.
— Jak imię i nazwisko?
— Moje Walenty, a brata Antek...
— A nazwisko jakie wpisać?
— Niech będzie Antonow...
— Więc bracia Antonowy, zgadzacie się służyć na ogólnych warunkach w szełgujewskiej milicji... Podpiszcie... Tu... ot, trochę poniżej... w tej linji... Jeżeli macie broń jaką inną prócz karabinów, to musicie do kantoru oddać... Takie pra-
Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część pierwsza.djvu/118
Ta strona została przepisana.