Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część pierwsza.djvu/121

Ta strona została przepisana.




Koszary był to nędzny pięciokątny „bałagan“ burjacki bez okien, z wejściem zawieszonem niewyprawną skórą krowią zamiast drzwi. Gdy Władysław i Hania, odsunąwszy skórę, znaleźli się za wysokim progiem chaty, nic z początku nie mogli rozpoznać wśród dymu i ciemności prócz wielkiego czworokątnego otworu pośrodku pułapu nad niską skrzynią, pełną ziemi i popiołu, na której tliło się kilka grubych bierwion zmurszał łego drzewa. Nad ogniem na drewnianych hakach wisiał wielki czajnik miedziany i ogromny kocioł, z pod pokrywy którego buchała para. Tuż obok ogniska na niskich pieńkach siedziało dwóch osobników, jeden z głową podwiązaną brudną, niegdyś żółtą, jedwabną chustką, drugi w podartym wiejskim kapeluszu. Pierwszy palił fajeczkę i przyglądał się, jak towarzysz jego zszywał łachmany odzieży, przeciągając niezgrabnie dużą igłę przez brzegi tkaniny.
Obrzucili przybyłych przelotnem spojrzeniem, nie przerywając zajęcia i rozmowy.