Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część pierwsza.djvu/126

Ta strona została przepisana.

— Ładunki, kompas, mapa... — mówił z trudnością. A co najgorsza ten tybetański modlitewnik Badmajewa, który miał nam służyć za pasport w Mongolji... Zabrał!... Kości połamię nicponiowi!... Nikt inny, tylko on, Mikita!
Hanka była niemniej oburzona, powstrzymywała jednak brata.
— Może nie on, może który z Chińczyków nas podpatrzył...
— On, on!... Nikt inny... Widziałem jak łypał zezowatemi ślepiami, kiedy odchodziłem...
— Jeżeli on, to może jeszcze mu odbierzemy... Ładunków nie wystrzela zaraz, a modlitewnik kompas i mapa niepotrzebne mu... Jedynie koszulę, w którą zawinięte były rzeczy, zabierze... Ale jak ją włoży, wyda się...
— Oddałbym mu ją i nawet ładunków połowę, byle zwrócił mapę i modlitewnik!...
— Więc chodźmy prędko, żeby ich czasem nie zniszczył...
Wracali równie pospiesznie jak przyszli, wywołując tym razem pewną sensację wśród pracujących Chińczyków.
Worki z konserwami kryli niezręcznie pod ubraniem. Na szczęście nikogo nie spotkali po drodze i nawet „koszary“ były puste. Wsunęli woreczki pod pryczę i zamierzali udać się na poszukiwanie Mikity, kiedy ten niespodzianie sam ukazał się na progu...