Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część pierwsza.djvu/139

Ta strona została przepisana.

— O co chodzi!?... — spytał ostro.
— Poczekaj, poczekaj... Ja tu pierwszy mam słowo!... — wstrzymał go Biełkin.
— Sami widzicie, Iwanie Iwanyczu, jacy są pyskaci!... — wmieszał się Kuźmin. — Uwagi sobie zrobić nie pozwalają... Jen-te-le-gen-ty!...
— Cicho!... Nie o to teraz chodzi!... Tu są ważniejsze sprawy!... — przerwał mu starosta — Słuchajcie, przyznajcie się zaraz, kto jesteście i pocoście tu przyszli?... — zwrócił się do Korczaków.
— Już mówiliśmy: dezerterzy jesteśmy z wojska... — odpowiedział Władysław.
— A nieprawda! Łżecie!... My wiemy, że wy nie, z wojska, a z miasteczka... Jest tu jeden, co nawet was tam widział!...
— Choćby i z miasteczka, więc cóż?... — stawiał się dalej hardo Władysław. — Nikogo się nie dopytujecie przecie, skąd on i jak?... Służbę pełnimy jak inni... Niezadowoleni jesteście, to możemy sobie pójść!...
— Oho!... Skoryś!... A dlaczegoś broń zataił, ładunki!... Wkradłeś się do nas w zaufanie... O wszystko wypytujesz się?... Hę... Co?...
— Nie wkradłem się, samiście mię zaprosili... Możemy zaraz odejść... Niech tylko ładunki i mapę ten oto odda... On je ukradł!...
Władysław wskazał gniewnym ruchem na Mikitę.