Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część pierwsza.djvu/145

Ta strona została przepisana.




Mocne kopnięcie nogą zbudziło Macieja.
Zerwał się, a widząc pochylone nad sobą jakieś ciemne, nieznane postacie, schwycił za broń. Lecz mocne, twarde ręce natychmiast mu karabin wydarły, powaliły z powrotem na ziemię i zaczęły szybko, sprawnie ściągać i wiązać mu za plecami dłonie. Miał tylko czas rzucić okiem na towarzyszy i zobaczyć, że robią z nimi to samo.
— Munguły!... Przyszła śmierć!... mignęło mu przez głowę, gdy rozróżnił nareszcie w zmroku zapadającej nocy ubranie, uzbrojenie i twarze napastników. Nieopodal w zaroślach widniały konie i jeźdźcy.
— Śmierć przyszła!... — znowu pomyślał Mazur z pewną obojętnością. Poczuł rodzaj ulgi, że nareszcie po przeżytej strasznej mitrędze, nie będzie potrzebował już ani jutro, ani nigdy więcej bać się, wysilać, troszczyć i myśleć. Gotów był leżeć tak na ziemi bez ruchu do skończenia