ognia i sapaniem ssanych przez Mongołów fajeczek. Wań leżał twarzą na ziemi i kurczył od czasu do czasu boleśnie pokrwawione chłostą plecy. Z wesołym gwarem i śmiechem zaczęli żołnierze niezadługo znosić znalezione w kantorze rzeczy, z których szczególne zainteresowanie wśród koczowników wzbudził stary, damski neseser z rozmaitemi szczoteczkami, grzebykami, pilniczkami, gumowa kula od pulweryzatora, sapiąca straszliwie przy naciśnięciu, aparat fotograficzny, zużyta latarka elektryczna, maszynka do strzyżenia. Największe jednak wrażenie uczynił gramofon, który, postawiony przed dowódcą i nakręcony przez Mikitę, zaczął niespodzianie zgrzytać i wydawać z siebie ochrypłe skowyty. Mongołowie zerwali się na nogi i odskoczyli w tył, jak gdyby ujrzeli ryczącego tygrysa... Jeńcy poruszyli się, Wań próbował nawet umknąć w zamieszaniu, lecz dowódca kopnięciem nogi obalił piekielną maszynę i wrócił porządek.
— Ałtyn!... — powtórzył groźnie w stronę Biełkina.
— Ałtyn jok!... (złota niema!). Ja biedny „Oros“... (Rosjanin). Mam tylko to, co widzisz!... Nic więcej... Jok!... tłumaczył się łamanem, pogranicznem narzeczem starosta.
— Jest nasz worek!... — krzyknęła Hanka, wskazując ruchem głowy na nieobejrzane jeszcze rzeczy.
Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część pierwsza.djvu/152
Ta strona została przepisana.