deszła do siedzącego na macie Sząg#dura. Tu# sziur na jej widok natychmiast spoważniała i co# fnęła się pół kroku w tył, kryjąc za chorego.
— Mandu[1], Szag-dur!... — wyrzekła łaskwwie.
— Mandu, Ge-ril-tu Cha-num! — odpowiedział młodzieniec, wyciągając przed siebie powitalnie złożone w miseczkę dłonie.
— Widzę, że wracasz do zdrowia. To dobrze, gdyż niedługo odkoczujemy stąd ku miastu... Ale co to jest... Co ten chłopak tak pędzi na złamanie karku? Jeszcze konia zapali.
Zmarszczyła brwi niezwykłej u Mongołki gęstości i skierowała gniewny wzrok na nadlatującego jeźdźca. Wszyscy go już dawno zauważyli i wielu biegło w stronę namiotu księcia. Był to istotnie Czi-rin, rodzony brat Tu-sziur, a syn Feril-tu, drugiej żony Na-myń Dor-dżi No-jo-na, księcia choszunu Nałaj, plemienia Chał-cha, pana tej miejscowości oraz wielu innych, właściciela jurt, tabunów i ludzi[2].
Na kilka kroków przed namiotem chłopak konia osadził i w mgnieniu oka stoczył się z siodła na ziemię. Przyrodni jego brat Altyn-Cha-
- ↑ Powitanie mongolskie.
- ↑ Chał-cha nazywają sami siebie Mongołowie Wschodnich ajmaków (chorągwi). Ajmaki, które odpowiadają księstwom dzielą się na „choszuny“ — coś w rodzaju powiatów. Na czele ajmaków stoją chanowie, na czele choszunów — nojonowie (książęta). „O-löt“ zwą się Mongołowie zachodnich ajmaków