— W „charaule“ nie mogli się dobrze z nimi rozmówić po rosyjsku, więc ich wiozą do ciebie, Szag-dur, który wszystko umiesz!... — wyjaśniał chłopak.
Spojrzał zwycięsko po słuchaczach, wydął usta, wyjął z za cholewy mosiężną fajeczkę z przywieszonym do niej kapciuszkiem, nabił ją tytoniem i, przysiadłszy na piętach pod ścianą jurty, zaczął spokojnie ssać dym, oczekując z powagą dorosłego na bieg „wyprzedzonych“ przez siebie wypadków.
Obecni krajowcy już zwrócili się twarzami ku zbliżającej się kawalkadzie. Jedynie stara, czarna Mongołka, obwieszona srebrem, lecz odziana w niezmiernie brudną, niegdyś żółtą jedwabną koszulę, rychło przestała patrzeć w tę stronę, a zbliżyła się do chłopca, wyjęła mu bez ceremonji fajkę z ust, otarła ze śliny jej cybuszek ręką, włożyła między swoje zwiędłe szerokie wargi i, nachyliwszy nisko ucho do twarzy chłopca, spytała głośno:
— O co chodzi, moje dziecko?...
— Nic, matko! Tylko... przyjeżdża ruska królewna, piękna jak złotowłosy księżyc wiosenny nad cedrowym borem i przywozi nam świętą księgę tybetańską, która da szczęście całemu ludowi... — odpowiedział głośnym szeptem chłopak.
Wszyscy tak byli zajęci przybyciem jeźdźców, że ku wielkiemu niezadowoleniu Czi-rina
Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część pierwsza.djvu/169
Ta strona została przepisana.