— Owszem! Można, można... Bardzo chętnie!... zgodził się Badmajew.
Rzucił kilka słów tłoczącym się z tyłu za nimi krajowcom wśród nich zrobił się ruch i Maciek, oddzielony od Rosjan, wypchnięty naprzód, znalazł się obok Korczaków. Niebieskie oczki olbrzyma zaświeciły dziecinną radością, manewrował tak wśród wchodzących do namiotu, żeby znaleźć się jak najbliżej Hanki. Ta kiwnęła mu porozumiewawczo głową i ku zdumieniu wszystkich „chanum“ europejskim obyczajem pierwsza przestąpiła próg.
— Siadajcie, siadajcie, proszę!... Zaraz podadzą herbatę... — zapraszał przyjaciół Badmajew, wskazując na żółte jedwabne poduszki, rozłożone pośrodku wspaniałego bucharskiego kobierca.
— Natychmiast napiszę do Urgi!... — ciągnął, siadając obok. — Jestem pewny, że odpowiedź przyjdzie przychylna, że się nie rozstaniemy, że zostaniecie tutaj... Tutaj cicho, spokojnie, Wypoczniecie, a tymczasem minie ta nieszczęsna rewolucja.. Mamy stosunki w Urdze... Mój wuj, Namyń Dordżia Nojon cieszy się wielkim wpływem w „Świętym Domu“, a Uń-cyń Dordżi, mój cioteczny brat, którego znacie z gimnazjum, jest jednym z sekretarzy Bogdo Chutuchty Chana!...
— Co, Dordżi... Dordżiew?... — zdziwił się Korczak.
Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część pierwsza.djvu/174
Ta strona została przepisana.