Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część pierwsza.djvu/178

Ta strona została przepisana.

— Nic z tego, nie wykręci się pan!... Musi nam pan przedewszystkiem opowiedzieć, co się z panem działo!... Pan rozumie, jak to nas bardzo obchodzi i niepokoi...
— Niepokoi?... Dlaczego?... Owszem, jeżeli pani każę, opowiem, choć doprawdy nic ciekawego. Historja moja jest bardzo prosta i krótka... Kiedyście uciekli, chińscy żołnierze wdarli się do szałasu i wywlekli mnie stamtąd... Byłem omdlały, ale świeże powietrze i szarpanina przywróciły mi przytomność... Jeden z żołnierzy okazał się Burjatem z „choszumu“ mego ojca, poznał mię i obronił Zanieśli mię do „chara-ułu“, opatrzyli, napoili wódką i herbatą... Chiński oficer, skoro tylko odzyskałem przytomność, zaczął mię chytrze wybadywać, co to znaczy, że znalazłem się ranny na ich brzegu wraz z „czerwonymi zbójami?“... Rozumie się, że nie mogłem mu powiedzieć prawdy... Wiesz przecie, że Chińczycy trzymają z „czerwonymi“... Zmyśliłem więc, że zostałem przez mego ojca wysłany z raportem do chińskiego „ambania“ do Chajlaru, że „bolszewicy“ schwytali mię w drodze, raport odebrali, samego skatowali, a następnie udało mi się od nich uciec przy pomocy żołnierzy Chińczyków, lecz że na nieszczęście trafiłem do miasteczka właśnie w czasie bitwy i zostałem raniony przy przeprawie w łodzi na nasz brzeg... Resztę widzieli sami... Uwierzyli mi. Postanowili zaraz, jak tylko będę mógł usiedzieć na koniu, odesłać mię do „ambania“, czego ja sam