Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część pierwsza.djvu/179

Ta strona została przepisana.

skwapliwie się domagałem, gdyż wiedziałem, że w Chajlarze dużo zebrało się naszych „uciekinierów“... Miałem nadzieję, że jak raz tam się znajdę, będę uratowany... Tak się tez stało... Burjat i Mongoł, umierający nawet, skoro siądzie na siodło, ożyje... W parę dni już mogłem jechać, a w drodze zupełnie dobrze się czułem.. W Chajlarze pełno było wszelkiego ludu, nietylko Burjatów, Mongołów i Chińczyków, lecz i cudzoziemców: Amerykanów, Rosjan, Anglików, Francuzów, co uciekli z „rosyjskiej strony...“ Oddano mię do szpitala. Doktór, Duńczyk czy Niemiec, dobrze nie wiem, wyjął mi kulę i zacząłem szybko przychodzić do zdrowia... Coś tam nagadałem „ambamowi“ — już dobrze nie pamiętam... Wydało mu się to zbyt ważne i chciał mię odesłać do Pekinu, do czego wcale nie miałem ochoty... Znów więc mocno zacząłem chorować, a moi krewniacy robili tymczasem gwałt, że umrę w drodze, żeby mię nie ruszać... Jednocześnie dałam przez nich znać wujowi memu, księciu Namyń Dor-dżia Nojonowi — bratu mej matki, w jakich jestem opałach, z prośbą, żeby mię zabrał do siebie... On zrobił odpowiednie starania w „jamynie“, to jest zapłacił co trzeba i gdzie należy, no i... siedzimy w jego jurcie szczęśliwie i pijemy jego gorącą herbatę gościnną... Skończyłem!... Ha! ha!... — roześmiał się wesoło, mrużąc wąskie oczy i błyskając dwoma rzędami białych, jak śnieg, zębów.