— Zapomnieliśmy zupełnie w tym zamęcie, a karteczka zginęła...
— Widzicie, jak mała rzecz duże mogła wywołać nieszczęście, przecież mogli was zarąbać... Ale widocznie Dobrotliwy zechciał, abyście żyli dla spełnienia jego przeznaczeń... Takie są teraz dziwne czasy... Wszystko się z miejsca ruszyło... Nic nie dzieje się jak dawniej... Człowiek nic nie wie!... Wszystko dokoła wre i kłębi się... Ten tygrys też coś znaczy!... Trzeba będzie zawołać starego Tyban Sachała!... Niechby na łopatce powróżył... I wy posłuchajcie naszych mongolskich wróżbitów... Co, dobrze?!... Będziecie mieli w tej naszej pustyni rozrywkę!... — zwrócił się do Korczaków.
Wytłumaczył swoją myśl i powody po mongolsku rodakom, a ci potwierdzili powiedziane chóralnem chrząknięciem.
Wkrótce podano w wielkich misach drewnianych gotowanego barana, obłożonego podróbkami, pełnemi krwi kiszkami i tłuszczem. Podział i spożycie tych smakołyków zmąciły uroczysty nastrój. Mężczyźni wyciągnęli z za cholew wąskie ostre noże i zabrali się wesoło do jedzenia. Kobiety usunęły się w cień i, obsługując ucztujących, cierpliwie czekały swojej kolei.