Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część pierwsza.djvu/187

Ta strona została przepisana.

Niewolno było, broń Boże, wylewać na ziemię kumysu, wyjmować nożem z kotła mięsa, stąpnąć nogą na leżącą na ziemi siekierę, rzucać byle gdzie łopatek baranich i tysiące, tysiące innych rzeczy, o których dowiadywali się zwolna od Szag-dura, a których drobiazgowość i surowość przerażała ich.
— Wcale wy nie jesteście wolni, przeciwnie, oplątani jesteście gorzej od nas tysiącem przesądów i zakazów!... — mówił mu Korczak, gdy Szag-dur próbował wychwalać przed nimi prostotę stepowego życia.
— Musicie nauczyć się po mongolsku. Wtedy zobaczycie jak to wszystko jest zrozumiałe, łatwe i potrzebne! Musicie nauczyć się: bez tego ani rusz! Niewiadomo, jak długo pozostaniecie tu u nas!... — dowodził.
— Ależ bardzo chętnie, będziemy się uczyć!... — zgodził się Władek.
— Ja już się uczę oid Tu-sziur! — roześmiała się Hanka.
— Wy musicie się uczyć nietylko mówić, ale czytać i pisać!... — gorąco nastawał Szag-dur. — Będę was uczył! Jak to poznacie, źle wam tu u nas nie będzie. My bardzo potrzebujemy uczciwych, inteligentnych ludzi... My tworzymy teraz własne państwo... A lud nasz jest spokojny, łagodny i... wdzięczny... Kraj piękny, życie ciche!... Czy nie tak?... Zwolna poznacie i pokochacie