się koło niej kręci i trzymał jej sukno, kiedy rysowała na niem wzór do haftu!... Słyszana rzecz: mężczyzna kobiecie?! — ostrzegała księżnę żona starszego pastucha.
— Dobrze! Już wiem!... A co robi „Gruby Oros?“ — pytała o Macieja.
— Ten wciąż śpi i pije kumys...
— Ach, ach!... Kiedyż się ich wszystkich pozbędziemy... Nie cierpię tych „czerwonomordych“!... — wzdychała księżna, marszcząc gęste brwi.
— Do Urgi droga daleka, ale wysłaniec już powinien wrócić niedługo.. — pocieszała ją sąsiadka.
Nietylko Geril-tu Chotun wyglądała z niecierpliwością wysłańca od męża: czekali go z wzrastającym niepokojem również Hanka i Władek, a głównie Maciej...
— Ani chybił, zapiszą nas w „mungały“, panienko... Czuje serce moje! I będziemy łowić konie na stryczki, jak te hycle!... Widzi panienka, jak oni to robią!... — mówił smętnie do Hanki, ukazując jej uwijających się w oddali na koniach pastuchów.
— Nie bój się, Maćku, nie bój!... Nie zapiszą nas w „mungały“, nie damy się!... — pocieszała go dziewczyna, śledząc z figlarnem zaciekawieniem zgrabne ruchy jeźdźców mongolskich.
Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część pierwsza.djvu/194
Ta strona została przepisana.