Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część pierwsza.djvu/20

Ta strona została przepisana.

zlodowaciało mu z trwogi, tak była nieruchoma i sztywna.
— Hanko!... — zawołał. — Hanko!...
Nie odpowiedziała mu.
— Umarła! — pomyślał i nagle brzemię straszliwej samotności zmiażdżyło budzącą się w nim energję
— Hanko!... — powtórzył rozpaczliwie. — Siostrzyczko!... — ukląkł kolo niej i rękę na piersiach położył: była ciepła i poruszała się łagodnie. Hanka spała snem głębokim, graniczącym prawie z katalepsją. Z trudem docucił się dziewczyny; zerwała się nagle drżąca, z okrzykiem grozy i — odepchnęła go precz od siebie:
— Kto?... Co?... Gdzie jestem?... Co tak ciemno?... Zimno!... Uuu!... — zadrżała.
— To ja, Haniu, ja... Władek!... Słuchaj, tam nad rzeką leży ciężko ranny Badmajew... Trzeba go opatrzeć. przenieść do lasu i ukryć... Inaczej rano zobaczą go i zaaresztują celnicy chińscy albo tamci go rozstrzelają z karabinu maszynowego... Chodź, siostrzyczko, pomóż mi...
Hania nie odrzekła słowa, lecz natychmiast dźwignęła się z ziemi, poprawiła cokolwiek na sobie mokre sukienki i popełzła za bratem na dół, przytrzymując się za gałęzie i korzenie krzewów.
Ostrożnie pełzli nadół. Po wyjściu z gęstwiny, Hania zatrzymała się i, spojrzawszy na pała-