koczować stąd, że jak mi donieśli z Ononu[1], tam pojawiła się zaraza na bydło, a również bandy czerwonych zbójów, więc chociaż pora jeszcze wczesna dla wyjścia z gór, lecz w obawie...
— Ależ to nieprawda!... — zauważył Szag-dur, przestając pisać.
— Nie twoja rzecz!... Co ty wiesz?!... Pisz skoro ci mówię! Bydło rozdzieliłam na dwie części: większą, z którą Dur-szim-bel Chatun odejdzie ku Muka-tu na południe, a ja z mniejszą idę ku świętemu miejscu i zatrzymam się niedaleko miasta w górach na północy, gdzie znajdę dobre pastwiska... Poza tem pisz mu... — dyktowała Geril-tu, ciągnąc poważnie dym ze swej srebrnej fajeczki.
Szag-dur kręcił głową i kiwał nią powątpiewająco, lecz pisał posłusznie, popędzany spojrzeniem stanowczem błyszczących oczu księżny oraz chmurnem zmarszczeniem jej pańskich brwi. Skończył w sam czas, kiedy zaczęto z drewnianego szkieletu jurty odwiązywać płaty pokrywającego ją wojłoku.
Większość mieszkańców „stawki“ szykowała się do spędzenia nocy przy ogniskach, które przedtem ukryte wewnątrz jurt, teraz po ich rozebraniu, rozbłysły licznemi gwiazdami wśród mrowia spędzonych razem stad. Gwar, śmiech, pieśni, okrzyki kobiet, dojących krowy, nawoływania pastuchów, ujadanie psów, wrzawa gło-
- ↑ Onon — dopływ Szyłki.