Choć była druga połowa lata, we dnie dokuczały jeszcze upały. Za to noce były chłodne, gwiaździste, rosiste.
Wyruszali zwykle z obozowiska przed świtaniem i zatrzymywali się na nowym postoju przed południem. W ten sposób ani bydło, ani ludzie nie cierpieli od goląca, nie czuli się zmęczeni. Przeciwnie, na świeżych żeremiach stada wypasały się doskonale, a ludzi podniecał i ożywiał upadek w czasie podróży wszelkich społecznych i obyczajowych podziałów i przegródek.
Na noc nie rozbijano wielkich namiotów, lecz stawiano „małe jurty“ z drewnianych, pokrytych naprędce wojłokami jurtowych krat, zestawianych jak domki karciane. Zresztą tam nocowały tylko starsze kobiety, małe dzieci i księżna Geril-tu Chanum. Służba i młodzież spędzały czas pod otwartem niebem, to na koniu to przy ognisku, to gawędząc, to zabawiając się w igrzyska, to polując z sokołami na drobne czworo-