— Wody!... — powtórzyła Hanka. — Masz moją manierkę! Chłopak wskok popędził do płynącej blisko rzeczułki. Hanka zręcznie rozpinała kurtkę lotnika, rozluźniała mu kołnierze od bluzy i koszuli, starając się dostać do piersi.
— Może trochę „arki“ przyda się! Ja tu mam parę łyków... Wlać mu do ust!... To dobrze robi, jeśli on jest człowiekiem z tej ziemi!... — radził ostrożnie Dumba Dordżi, podając Hance płaską drewnianą flaszkę z wódką chińskiego wyrobu. Hanka spróbowała wlać omdlałemu płyn w usta, lecz wódka wyciekła po ściśniętych zębach; natarta mu więc tylko skronie i piersi... Zdawało jej się, że lotnik odetchnął. W tej chwili wrócił Czi-rin z wodą i cucenie poszło zwykłą koleją.
Wśród zbiorowych stękań i gromkich okrzyków podnieśli nareszcie Mongołowie cokolwiek aparat i Korczakowi przy pomocy Maćka udało się wyciągnąć na wolne miejsce poszarpane członki pilota. Mieli wielkie trudności z nogami nieszczęśnika, które tkwiły jeszcze w kojcu siedzenia, i które wyplątać stamtąd udało się jedynie dzięki śmiałości Maćka. Chłop wpełzł pod aparat, dygocący w rękach ciężko sapiących ze strachu i wysiłku Mongołów, i stopy pilota uwolnił. Poświęcenie jednak okazało się daremne. Ranny już nie jęczał i nie ruszał się; przedstawiał kupę szarych, zbroczonych krwią łachmanów, z których wystawała okropnie nawpół zmiażdżona głowa, a tu i tam przez dziury ubrania wypływało poszarpane ciało i wystawywały
Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część pierwsza.djvu/218
Ta strona została przepisana.