Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część pierwsza.djvu/22

Ta strona została przepisana.

uczyliście mię tańczyć... Ha, ha!... Jakie to było zabawne?!... Ja, kanciasty Burjat, przebierający nogami, niby oszalała owca... Ha, ha!... Wyście się wtedy tak wesoło śmieli... I myśmy się też śmieli... że... że wy wybieracie się do... Polski... gdzie ciągły głód i ciągła wojna... że... lepiej tu u nas... na uboczu, na ustroniu... w zaciszu, dokąd nie zalatuje strzała z najtęższego łuku!... A tu!... Ha!... Zagrzmiało z czterech końców nieba... Ognisty ogier przeleciał... i... wszystko zdeptał... Ja-chaj!... Tak to u nas... Step otwarty na wszystkie strony świata!... Psy krwiożercze!... — majaczył.
Hanna tymczasem przy pomocy brata obróciła ostrożnie młodzieńca na bok i wtedy dopiero nietyle spostrzegła, co wyczuła pod dłonią olbrzymią lepką plamę na jego plecach — widocznie pocisk uderzył z przodu, a wyszedł tamtędy, wyrywając wielki szmat ciała. Rana broczyła już słabo, zapiekła się; nasiąknięta krwią odzież przywarła do niej jak puklerz. O opatrunku bez rozmoczenia tkanin ciepłą wodą i bez środków tamujących krwotok, mogący ponownie wybuchnąć, marzyć było niepodobna. Położyli więc znowu rannego nawznak, gdyż w tej pozycji czuł się najlepiej i rozmyślali, co robić.
— A co, mówiłem... — gadał dalej Badmajew, uśmiechając się boleśnie. — Niewarto!... Mam bandaże i opatrunki... Ale co?... Szkoda ich... Zobaczcie, są w łodzi... Charłampiew, tęgi chłop,