Ta strona została przepisana.
bimy, co radzisz... Nie męcz się!... Wszystko zrobimy!...
Ranny uśmiechnął się blado.
— Spieszcie się. Księżyc niedługo tu sięgnie i nas oświetli... Zobaczą nas z tego i z tamtego brzegu...
Władysław spojrzał na niebo i dostrzegł z przerażeniem, że księżyc istotnie wychodzi z poza gór, że gzymsy urwisk i szczyty lasów już zaczęły się pokrywać srebrną pobiałą światłości. Wkrótce blask miesiąca opłynął tył łodzi i opromienił nurty szemrzące pod nim i czarne cielsko zwisającego z burty kozackiego trupa.
Zbieg zrozumiał nagle całą doniosłość, całą słuszność uwag krajowca, powstał i ruszył ku rzece.