dłami, jak wielkie chmury gradowe... Leci, omiatając szponami i piersią lawiny ze spotykanych lodowców... Światy walą się w przepaść poza nim z grzmotem... Szaleje legendarny Rok, bajeczny ptak wschodu, ptak — skała, o którym opowiadał jej Badmajew... Leżąc na jego grzbiecie, oplatała rękami jego potężną, wyciągniętą jak słup marmurowy szyję... Bała się potwora, lecz bardziej jeszcze bała się otchłani, nad którą on mknął... I dlatego coraz mocniej przyciskała się do jego chropawego ciała, drgającego od niezmożonego wysiłku...
Nagle ptak opadł przed bramą wspaniałego, jarzącego się światłami pałacu... Wśród przeraźliwego dźwięku trąb, żółto i czerwono odziani kapłani, wyrzucając z srebrnych kadzielnic obłoki wonnych dymów, zbliżyli się ku niej, podjęli ją z dwóch stron pod ręce i powiedli po szerokich schodach ku górze, ku tajemniczo czerniejącym, olbrzymim bronzowym podwojom... Idąc, spostrzegła, że sama również odziana jest w żółtą suknię jedwabną, długą, powłóczystą, że na jej obnażonych ramionach ciążą złote bransolety, a na nogach złote brzęczą łańcuchy... Podniosła w górę oczy i spostrzegła, że w ciemnej ramie podwoi stoi i uśmiecha się do niej... przepiękny, z twarzą prześwietloną i cudną... Badmajew!
— Hanno, Hanno!... Idą!...
Obudził ją stłumiony szept brata i gwałtowne szepnięcie za ramię. Zerwała się i przysiadła; było ciemno i cicho, Badmajew już nie jęczał, na
Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część pierwsza.djvu/35
Ta strona została przepisana.