śkim szelestem w opalowem powietrzu stada kaczek, lecz Władek spoglądał tylko na nie żałośnie, nie śmiejąc strzelać z obawy zwrócenia uwagi Chińczyków. Tych jedynie lękali się obecnie, gdyż od miasteczka zdobytego przez bolszewików oddalili się już na tyle, że stamtąd nie groził im pościg. Od brzegu ogarniętego powstaniem dzieliła ich prócz tego bystra, szeroka rzeka, no i... ochronne strzały chińskiej straży pogranicznej.
— Niema złego, coby na dobre nie wyszło!... — pocieszał siostrę Władysław. — Idziemy polem śmierci, bronionem przez obstrzał stron obu!... Co?... Wyższy dowcip!... Najgorzej, że nie wiem jak poznać tę rzeczkę Chara-gol?!... Bo tam pewnie niema... deseczki z napisem!...
Znaleźli w worku Badmajewa mapę i kompas, lecz nie na wiele to im się przydało. Znali rzeczółki, wpadające do głównej rzeki w pobliżu miasteczka, dalej jednak wszystko się plątało. Wiosenne roztopy potworzyły moc nowych strumieni, wypełniły bulgoczącemi kaskadami tyle suchych zwykle parowów, zwiększyły do tego stopnia zwykłe potoki, że mapa oraz określenie Badmajewa: „trzecia większa rzeczka z prawej strony“ — na nic się nie przydały.
Hanka, obtłukując nogi po nocach na nagich żwirach i głazach nadbrzeżnych, marzyła głośno o chwili, kiedy nareszcie zawrócą w miękkie doliny, gdzie szumią lasy, gdzie kwitną kwiaty
Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część pierwsza.djvu/39
Ta strona została przepisana.