robić... I będziemy wtedy zamknięci, jak w prawdziwym domu...
— Ale dym!... Udusić się możemy!... — wstawiła Hania.
— To nic!... Przyzwyczaimy się; zresztą w lecie dużo palić nie trzeba będzie, byle się tliło!...
Na jednem „poddaszu“ urządziła sobie z gałązek modrzewiowych i mchu posłanie dziewczyna, na drugiem brat. Hania prócz tego upiększyła „pałac“ liśćmi pachnącego cedru, oraz kwiatami tarniny, pierwiosnków, irysów, złotogłowiu. „Żar-kwiat“, choć jej się bardzo podobał swą namiętną barwą, miał za krótką łodygę dla wtykania go za żerdzią, więc tylko codzień świeży przypinała na piersiach sobie i bratu.
Praca płynęła im wesoło wśród żartów i śmiechu, a nawet śpiewów, i zdawało się, że smok okropnych wspomnień zadrzemał nareszcie, a może usnął na zawsze w ich sercach.
Dolina ku radości Hanki okazała się zupełnie bezludną i, sądząc z niezmiernie ufnego zachowania się zwierzyny, nawet nie odwiedzaną. Ptactwa była moc na rzeczce oraz bajorach i jeziorkach, ukrytych tu i tam w nieprzebytych chaszczach.
Codzień Władek zabijał gęś, czaplę, głuszca, cietrzewia, albo parę kaczek. Hanka znalazła
Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część pierwsza.djvu/67
Ta strona została przepisana.