bólem i śmiercią twarze... Nagle tuż obok nich po tamtej stronie ogniska zobaczyła twarz inną, której nigdy nie zapomni, twarz tego, który ją ciągnął i szarpał, zanim wyrwał ją z tych uścisków brat... Nie ruszała się, ale podniosła przerażone powieki... Istotnie w krwawym blasku ognia, po za dymem i buchającą z kociołka parą, czerniała wielka kudłata „papacha“ z czerwoną gwiazdą pośrodku, a z pod niej patrzały na nią drapieżnie okrutne, szare, przekrwione oczy... Z pod drgających, rudawych wąsów błyskały białe zęby... Wyciągnął ku niej wolno bladą, widmową rękę...
Przejmujący krzyk wyrwał się ze ściśniętych ust Hanki i jednym skokiem znalazła się w wylocie szałasu.
— Władek!... Władek!... Bracie!... Ratuj!...
— Jestem, idę!... — ozwał się w ciemności drogi głos.
Pobiegła ku niemu.
— Nie chodź, nie chodź tam!... — mówiła do niego gorączkowo... — Tam jest...
— Kto jest?... — spytał, zatrzymując się i opuszczając karabin do nogi
— Ten... ten.. co mię... wtedy... porwał...
— Nie może być!... Przecież go... zabiłem!
— W takim razie... widmo... widmo!... Nie, braciszku, już nigdy, nigdy... nie zostanę sama!... Obiecaj!...
Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część pierwsza.djvu/80
Ta strona została przepisana.