do potoku... Musi wam dać coś innego!.. Przecie nie może ta wasza mordęga przepadać nadaremno... Jeno tym razem nic nie bierzcie oprócz pieniędzy. Bądź co bądź, tylko pieniądz to rzecz pewna... On się nie psuje... Jak go człowiek ma w ręku, to wszędzie jest panem i, co chce, dostanie... Pieniądz grunt!... I tu on wam już nic wsunąć nie może, bo za fałszerstwo pieniędzy przecie grozi kryminał!... — pouczał szynkarz Tomka, a gdy ten się zgodził, krzyknął na żonę, żeby im podała jeść, i znowu raczył Tomka herbatą z „rum-jamajką“, aż chłopak rozweselił się, roztajał i nawet wyjął z worka „obrusik“, aby pokazać przebite w nim dziury. Wtem, gdy go wyciągał, wypadła szmatka, rzucona wonczas przez królewnę. Chłopak, choć mu w głowie szumiało, zawstydził się, schylił po zgubę i chciał ją coprędzej schować, ale Grzela dostrzegł wszystko swem krzywem okiem i zaraz zapytał:
— A to co takiego?...
— Tak, nic!... Jakieści płócienko!...
— Pokażcie, pokażcie!... Może przez to właśnie stracił siłę... Razem leżały!...
Zręcznie wyciągnął szmatkę z palców Tomka i długo oglądał przy świetle.
Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/116
Ta strona została uwierzytelniona.