— No niech tam! — wzdychał Tomek, wyjmując z kieszeni dukaty.
Starczyło tych, co miał, jak obciął. Gdy nagle przypomniał sobie Grzela jeszcze jakąś gorzałkę i jakieś piwo-porter, które miał Tomek wypić. Daremnie wypierał się chłopak i przysięgał, że nie pił; Grzela zawołał żonę i ta przyświadczyła.
— Pijani byliście, nie pamiętacie! Musicie zapłacić, albo wam kozę zatrzymam na zastaw! — twardo powiedział karczmarz. — Gdzie ja was będę szukał? Nawet nie wiem dobrze, gdzie mieszkacie!
Zmartwił się bardzo Tomek, usnąć z frasunku nie mógł.
— Skąd wezmę?... Tyle tego złota zbójniki z kózki wytrzęsły, nic tam pewnie nie zostało!... — rozmyślał, przewracając się z boku na bak na twardej ławie.
— Dzisiaj już należny dukacik od kózki wziąłem, do jutra trzeba będzie czekać!...
Ale nie miał cierpliwości. Kiedy światło w komorze karczmarzów zgasło i uciszyło się wszystko, pocichutku podniósł się Tomek, ogarek świecy zapalił i, zasłoniwszy kózkę pleca-
Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/130
Ta strona została uwierzytelniona.