Dźwignął się Tomek, gospodarzowi pieniądze na stół położył, o resztę prosi. Grzela trzęsącemi się rękami dukaty przeliczył, dorachował jeszcze do długu za nocleg kozy, za świecy ogarek, za mycie zabłoconej podłogi i, wzdychając, wydał przynależną resztę. Tomek pieniądze do trzosa zgarnął, kupił jeszcze bochenek chleba, kiełbasy, obwarzanków dla matki i ruszył w drogę, pędząc przed sobą kozę.
Zorza dobrze już pozłociła pola, śniade od rosy. Ciepły wietrzyk szeleścił w wysokich zbożach. Blade chmurki płynęły, hen, z za ciemnych borów, od wysokich, błękitnych gór.
— Ziemi kupię, nowy dom wybuduję, statek wszelki: brony, sochy zaprowadzę, wóz żelazem kuty sprawię, parę koni, pięć krów, dziesiątek owiec... Matulę na gospodarstwie osadzę, a sam pójdę dobywać królewnę!... — układał sobie Tomek, idąc pylną drogą.
Koza tłukła się przed nim, musiał ją raz wraz nogą popychać, tak łapczywie chwytała po drodze to ździebełko trawy, to kłos zboża.
— Zmarnowała się od tego złota!... — rozważał Tomek, spoglądając na chude boki zwierzęcia.
Ale kiedy wzeszło jarzące słońce i oświetli-
Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/132
Ta strona została uwierzytelniona.