ło każdą słomeczkę i kłosek na niwie, każdy listeczek przydrożny, kamyczek i ziemi grudkę, każdy włoseczek na kozim grzbiecie i każdy skręcik jej rożków — zdziwił się i zląkł trochę Tomek, taka mu się kózka inna wydała. Przedewszystkiem dawniejsza miała cieniuchną, miękką, zupełnie czarną bez odmiany wełnę. Tylko na podgardlu białą miała łatkę. Ta zaś na podgardlu miała dużą łatę i brzuch płowo podpalony i na zadzie białą kropkę i szerść brzydką, rudawą. Tamta miała oczy piwne, czyste, jakby zrobione z jasnego kamienia — agatu; ta miała oczy jakieś pstrokate, wyłupiaste, a co gorsza zaropiałe, kaprawe. A głównie była strasznie głupia, nic nie słuchała, wciąż tłukła się z jednej strony drogi na drugą.
— Pewnie dlatego, że zdrożona!... Wywczasuje się i wszystko powróci!... — pocieszał się Tomek.
Gryzł go jednak niepokój i, kiedy pod wieczór zdaleka wioskę rodzinną zobaczył, zatrzymał się i zaczął rozmyślać:
— Co będzie, jeżeli się znowu omyłka okaże?... Jeszcze mnie ludzie zwiążą, zupełnie mnie za warjata poczytają!... Spróbują ją lepiej tutaj!... Przecież od północka się dzień liczy...
Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.