— Co to jest?! Co to jest? Co za nieszczęście prześladuje mnie? Całą drogę wszystko idzie dobrze, a koło domu nagle się odmienia!... Jaka w tem moja wina, jaki powód?! Pójdę ja do tego północnego wiatru... Nie będę go prosił o nic, ino mu wszystko poszczególnie opowiem... Niech osądzi, niech mi powie, jaki powód?... Bo bez tego, to niema dla mnie więcej na ziemi spokoju!
Jeszcze płakał, ale, że już postanowienie miał, więc się trochę uspokoił, jeść mu się zachciało, worek rozwiązał, wyjął chleb, kiełbasę i zaczął przegryzać. Potem wszystkie swe zapasy wyjął i jął kalkulować, czy mu na drogę starczy, bo postanowił tym razem nigdzie już nie zachodzić, nie wypoczywać. Gdy tak rzeczy przeglądał i układał, tknęło go coś, ponieważ pisania królewny nigdzie nie znalazł:
Gdziebym mógł zgubić?! Przecież nigdzie nie wyjmowałem!... To ci historja?! — martwił się. — Nie dowiem się już o niej, o niebodze, nic! Będą ją teraz pilnowały zbójniki, gorzej od psów, skoro raz mnie spostrzegły!... Niedadzą dostępu, nie!...
Szedł, rozmyślał o wszystkiem, ludzi omijał, wsie obchodził stronami, mimo karczmy prze-
Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/136
Ta strona została uwierzytelniona.