posłuchałeś moich spokojnych rad i łagodnych napomnień... Sam poniżyłeś się, złamawszy swe obietnice... Muszę użyć tego brzydkiego sposobu, aby wbić ci w pamięć moje warunki, na które zgodziłeś się przecie!... Nie wstępuj do karczmy, nie ucztuj, nie zajadaj smakołyków, nie upijaj się, nie trać czasu i pieniędzy, kiedy chora matka z głodu przymiera!... Nie wdawaj się z nicponiami!... Nie pysznij, nie przechwalaj!... Nie wywyższaj!...
— Już nie będę, już nie będę!... Ojej!... Uduszą mnie!... Zmiłuj się, wietrze północny!... — wołał Tomek, rzucając się jak szalony z kąta w kąt.
— Nic ci nie będzie!... A że cię trochę poboli, to nic!... Przez zwyciężanie cierpienia, przez trud, przez szacunek dla siebie i dla innych osiągają ludzie dobroć i mądrość!
Usłyszał to Tomek i nagle wróciła mu cała dawna duma. Stanął jak słup, ręce opuścił i iskrzącemi oczyma spojrzał na wiatr północny, poprzez obłoki rozjadłych, brzęczących groźnie owadów. Napadły nań z większą jeszcze wściekłością. Nie bronił się, nie uciekał, tylko ręce zaciskał.
Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/142
Ta strona została uwierzytelniona.