Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdzie tam: wiatr głos jego precz w las odrzuca, w szumie i łomotaniu gubi. Widać jednak, że coś tam do żydków doszło, bo się zatrzymali i rozglądają. A wilczyska do nich.
Skamieniały żydki. Nawet głosu nie wydały. Widzi Tomek tylko, że skrzypek smyk z chusty wyciągnął i na wilków go wystawia, a basetlista za basetlę się schował.
— Źle! Zjedzą ich!... — pomyślał Tomek, zsunął się na dół i zaczął swoje pochodnie zapalać. W przeloty między krzakami wciąż spogląda, co wilki robią. Te z początku powoli, a potem coraz prędzej pomykały do żydków.
Wtem zahuczała basetla, zaświegotały skrzypce, urznęła muzyka siarczysta, jak na najbogatszem weselu. Żachnęły się wtył wilki na ten głos, aż łapami zaorały grudę. Wstrzymały się, mordy wytknęły, patrzą, węszą... Nic podobnego nie widziały i nie słyszały w swem wolnem życiu. Ostrożnie otoczyły kołem grających żydków, przysiadły na ogonach, zbliżyć się nie śmią, słuchają. A żydzi stanęli do siebie plecami i precz tną od ucha obertasy, kujawiaki, mazury... Wszystko głośne, wszystko żwawe, aż w Tomku dusza się śmieje... Wilki paszcze rozdziawiają, mruczą, ale zbliżyć się