Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mój Boże!... Taki wstyd?! Oddaj mu, Grzela!... Niech sobie idzie!... I tak porządnie skorzystaliśmy przy nim!... — jęczała szynkarka.
— Coś ty zwariowała, kobieto!... — krzyknął na nią mąż. — Oddawaj mu, jeśli co masz?! Ja bo nic nie mam prócz swego!...
— A oddam!... Wcale nie chcę tu do sądnego dnia siedzieć, jak ten czarownik obiecuje! Albo oczów się wyzbyć!... Mówiłam ci, że z twoich sprawek nic dobrego nie będzie! O, ja nieszczęśliwa! — biadała szynkarka, spoglądając na brzęczącą chmurę, która całą wypełniała izbę.
— Ani się waż!... Ani się rusz!... — wołał Grzela.
— Zabiorą, i tak zabiorą!... Tylko wstydu się najemy!... I jeszcze mnie do więzienia przez ciebie, złodzieju, wezmą!... — rozbijała się coraz bardziej baba.
— Hej, panie, każcie mnie tym osom przepuścić! Poprowadzę was, gdzie wasze rzeczy schowane. Tylko skarżyć się na nas do sądu nie będziecie, co? A i to, co my z tych waszych cudów wzięli: mąki, krupy, pieniędzy, to zostawicie nam!... Obiecajcie!