Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobrze, niech zostanie!... — zgadzał się Tomek.
— Głupi Grzela, słyszysz! Zgódź się, chodź!... — nalegała baba.
— Nie!... — wrzeszczał szynkarz, wymachując głownią, gdyż owady znowu ruszyły do szturmu.
Tymczasem szynkarka, wypuszczona przez nie na rozkaz Tomka, przemknęła się do komory, a stamtąd tylnemi drzwiami do śpiżarki. Tomek szedł za nią krok wkrok z ciupagą w ręku, gotowy do obrony w razie napaści. W śpiżarce na półce znalazł swój obrusik, swój młyneczek, a nawet, ku wielkiej swojej radości, płócienka, zapisane pismem królewny.
— Nawet to skradł mi łotr!... I co mu z tego? — pytał z goryczą Tomek.
— Myślał, że to największy skarb, bo nie mówiliście o tem nic!... — tłumaczyła szynkarka.
Tomek schował pismo królewny na piersiach i udał się do chlewka, gdzie Grzela ukrył kózkę. Zobaczywszy go, zwierzątko zabeczało radośnie i nieproszone wystuknęło kopytkiem złotego dukata.
— To dla ciebie, szynkarko, za wczorajszą