jajecznicę i nocleg! — powiedział Tomek, wyprowadzając kózkę.
Baba obtarła łzy i schyliła się po pieniądz.
— Bóg wam zapłać, panie. Niezgorsi jesteście i serce mnie bolało, że was mój krzywdzi, ale co ja mogłam z nim zrobić... Zaraz mnie bił i groził, że zabije!... Com ja się nacierpiała... — żaliła się płaczliwie.
Wtem straszny wrzask rozdarł za nimi powietrze. Obejrzeli się i spostrzegli Grzelę, który wyskoczył ze drzwi w chmurze owadów i popędził z wielkim kwikiem i rykiem ku lasowi.
— Oj, panie! Oj, paniczu mój złoty!... Nie zatraćcie go, nie dajcie go zjeść!... Hultaj on, ale zawsze mój, w kościele poślubiony... Darujcie mu, niech już ta żyje!... — prosiła baba, padając do nóg Tomkowi.
Tomek nie był zawzięty, swoje odebrał, kózką się ucieszył; zaraz więc wyciągnął pudło z izby i krzyknął, ile miał głosu:
Muchy i osy,
Schowajcie kosy!
I zaraz z szumem, brzękiem napłynęły z boru groźne roje i zaczęły wpełzać w otwory puz-