gdy, idąc spać, pogładziła go po głowie, nie mogła wytrzymać, przytuliła tę kochaną głowinę nagle do wyschłych piersi i ryknęła płaczem na cały głos.
— Oj, synku, synku, Tomku mój serdeczny!... Już ty nie odchodź więcej, nie zostawiaj mnie samej, starej, na poniewierkę ludzką...
— Nie pójdę, nie pójdę, matulu, nie opuszczę cię!... — uspokajał matkę Tomek.
— I bądź jak inni, nie wymyślaj, nie wydziwiaj, nie rzucaj się z siekierą na ludzi, jak ostatnim razem!... Dobrzy byli dla mnie sąsiedzi, wspomagali niebogę...
— Odpłacę im, odwdzięczę się, matulu, zobaczysz! — mówił cicho Tomek. — A teraz śpijcie, boście zmęczeni, ja pójdę spać na siano!... Mnie dusi tu w izbie po wolnem powietrzu!...
Nazajutrz wstał z przyzwyczajenia o świcie. Wyjrzał ze stodółki na wioskę różową od zorzy, jeszcze w cichym śnie pogrążoną, i zrobiło mu się jakoś i smutno i nudno. Po tych wielkich przygodach, po wspaniałych borach, skałach, wąwozach, po zbójnickich skarbach, po opowieściach Grzeli, jak to mieszkają w miastach ogromnych i bogatych, wydało mu się tu
Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/158
Ta strona została uwierzytelniona.