Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.

tam wie, jak będzie!... A może Bóg da, że chmurę tę nad nami przeniesie!...
Spojrzała nań żałośnie i zakryła fartuchem drżące usta. Tomek się odwrócił, było mu przykro.
— Już wy, matulu, nie wypominajcie!... Co było, to było!...
— Juścić nie będę, ale ludzie to nieprędko zamilkną!...
— Przyzwyczają się i zapomną!...
— Dałby Bóg!...
Dzień cały chodził Tomek po gospodarstwie, oglądał, co jest, w pamięci sobie notował, czego brak, na palcach liczył, co trzeba zrobić, czego dokupić. Przedewszystkiem konia, krową, porządny statek gospodarczy.
Kiedy szedł przez ulicę, albo w zamyśleniu po miedzach krążył, sąsiedzi przyglądali mu się zdaleka, z pod oka, nieufnie. Cała kupa dzieci śledziła go z oddala. Ale, że chodził spokojnie, patrzał otwarcie, wesoło, — nie zaczepiali go. A kiedy nazajutrz wziął się do roboty, ten i ów z młodzieży okrzyknął go, witając:
— Hej, Tomek, wróciłeś?
— A wróciłem!
— No i co?