Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/164

Ta strona została uwierzytelniona.

— A najgorzej, gdy wyjmie te jakieś pokreślone szmatki... Wtedy wzdycha, elementarz, co już dawno kupił, wyjmuje, patrzy, patrzy, coś szepcze, aż straszno... — biadała wdowa. — A z tym elementarzem, to skaranie boskie, to nawet śpi z nim, to go nawet na robotę za pazuch nosi. Zamiast coby wywczasował się należycie, on nos weń wsadzi i po nocach nad nim ślęczy...
— A wybyście go ożenili!... — radziła kuma.
— Jużem o tem myślała i nawet mu przy okazji napomknęłam, żeby którą dziewuchę wziął... Mało to jest w naszej wsi ładnych i odpowiednich...
— A bo nie!... Czegóż to brak Marysi Szczęśniance? Albo Rózia Zaleszczanka nie chwat dziewczyna?!
— Gdzie tam!... Tylko zcicha gwizdnął i poszedł sobie!
— Jest w tem coś!... Oj, jest!... — wzdychały baby.
I znowu jakby zaczął się odpływ ludzi od Tomka.
On tego nie zauważył, zajęty pracą i swemi myślami. Na jesieni najął cieśli i zaczął z ich pomocą wznosić zrąb nowej chaty. Miała być